Co w takim razie robić? Czy pędzić na rynek i kupić kontrakt na lot miedzi czy też zainwestować w najdroższe od lipca 2008 akcje KGHM-u. Otóż nic z tych rzeczy! Miedź na LME kupują tylko frajerzy. Prawdziwe okazje inwestycyjne dosłownie leżą na ulicy.
Zamiast angażowania gotówki w kontrakty terminowe, akcje giełdowych spółek czy jednostki funduszy inwestycyjnych można wyładować swój portfel (inwestycyjny rzecz jasna) mosiężnymi jednogroszówkami. Polskie monety jednogroszowe są wykonane ze stopu zwanego mosiądzem manganowym (MM59). Tak więc w skład jednego grosza wchodzi 1% manganu, 40% cynku oraz 59% miedzi. Jako że masa tej monety wynosi 1,64 grama, to stając się posiadaczami jednogroszówki otwieramy długą pozycję na rynku miedzi opiewającą na 0,97 grama czystego metalu (swoisty „groszolot”). Według kursu z 18. czerwca wycena takiej pozycji to 1,553 grosza. Do tego dochodzi jeszcze „gratisowa” ekspozycja na cynk warta w dniu wyceny 0,332 grosza. Przy hurtowych zakupach można jeszcze doliczyć wartość manganu (2.250$ za tonę).
Tak więc za każdym razem, gdy do naszego portfela wpada garść zazwyczaj pogardzanych miedziaków, wartość naszego majątku niepostrzeżenie zwiększa się o bonusowe 50%. Sytuacja wymarzona dla arbitrażystów, którzy zazwyczaj zadowalają się stopą zwrotu kilkudziesięciokrotnie niższą.
Największym problemem staje się kwestia wyjścia z tej inwestycji. Dopóki ktoś nie zacznie masowo przetapiać jednogroszówek (co może być zresztą niezbyt legalne na terenie Polski), to ciężko będzie sprzedać taką monetę po cenie metalu w niej zawartego. Taki towar zapewne nie zostanie zaakceptowany jako wywiązanie się z krótkiej pozycji ani na Londyńskiej Giełdzie Metali ani na nowojorskim Nymexie. Cała nadzieja w przedsiębiorczych i zgłodniałych miedzi Chińczykach...
Krzysztof Kolany
Bankier.pl
Źródło Bankier.pl. Dostarczył netPR.pl